(Źródło: Internet) |
Sytuacja jest taka, że Polska bezpowrotnie straciła rzesze cennych ludzi. Zawód lekarza jest prestiżowy i wymagający to prawda, ale aktualne zarobki są poziomie kilkunastu tysięcy złotych są wystarczającą zachętą i motywacją by poziom usług i opieka były na wystarczająco wysokim poziomie. Czego więc brakuje, że coraz częściej dochodzi do tragicznych sytuacji? Nadal małe zarobki? Oczywiście dlaczego zarabiać tysiące skoro można miliony? Pieniądze tylko demoralizują. Ich nadmiar spowodował, że coś takiego jak honor, uczciwość, solidność, rzetelność, etyka no i oczywiście Przysięga Hipokratesa nabrały innego, zniekształconego wymiaru. To tylko kwestia stawki. Ten materializm i znieczulica dotknął wszystkie dziedziny naszego życia, a medycyna jest aktualnym przykładem.
Komentarze z netu:
"Takie są realia w tym kraju. Doskonale wiem co przechodzi Pan
Bartłomiej (Bonk) i nie ukrywam, że jest mu łatwiej z pozycji osoby znanej.
Niestety ja nie mam takich możliwości. Przeszedłem nie mniejszą
tragedię, zawiozłem żonę na porodówkę całą i zdrową, a po kilku
godzinach odebrałem martwe dziecko i
umierającą żonę, która tylko cudem z tego wyszła. Niestety nie mamy
dziecka i mieć już nie będziemy, bo w wyniku komplikacji po śmierci
córki moja żona nie może mieć już więcej dzieci. Czy ktoś się tym
przejął w szpitalu, czy są jacyś winni. Oczywiście, że nie. Dokumentacja
została przerobiona, wszyscy doznali amnezji, sprawa się ciągnie w
prokuraturze prawie 2 lata, na opinię czekamy prawie rok. Z oszczędności
domowych trzeba opłacać prawnika, gdzie połowa palestry od razu
stwierdziła, że nie podejmie się takiej sprawy. Moja żona nie pracuje i
ciągle chodzi po lekarzach, ponieważ zniszczono jej zdrowie. Jak w
takiej sytuacji żyć, jak z nimi walczyć, jeśli człowiek zostaje
zostawiony sam sobie z taką tragedią :("
5 lat temu moje dziecko także zmarło tuż przed porodem - z niewiadomych przyczyn. Rozwijało się prawidłowo , miało robione wszystkie USG, KTG itp. I nagle w 37 tygodniu ciąży przestało oddychać... Sekcja zwłok niczego nie wykazała. Lekarz tylko bezradnie rozkładał ręce i z półuśmiechem "dodawał mi otuchy" mówiąc, że takie rzeczy się zdarzają. Byłam w szoku, depresji- w szpitalu nie otrzymałam żadnej pomocy , nic - kazano mi leżeć ze świadomością,że dziecko w moim brzuchu nie żyje - przez całą noc, bo na godz. 9.00 rano wyznaczono poród. Dodam ,że musiałam rodzić naturalnie - kilka godzin. Nie pojawił się psycholog, ze strony szpitala nie było żadnego wsparcia i nie działo się to gdzieś w małym szpitaliku, tylko w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu. Mój synek miałby dziś 5 lat... Doskonale rozumiem ból i rozpacz tych rodziców - stracili w jednym momencie 2 dzieci..." "
0 komentarze:
Prześlij komentarz